Ktoś, ty lub ja, przychodzi i mówi: chciałbym w końcu nauczyć się żyć. To westchnienie związane jest z lękiem. Nauczyć się żyć musiałoby oznaczać nauczyć się umierać, zaakceptować całkowitą nieobecność, bez wybawienia, zmartwychwstania czy odkupienia. Trudno powiedzieć, czy bohaterowie spektaklu posiedli tę wiedzę radosną i przerażającą zarazem. Raczej nie.
Obolali i przelęknieni, dostrzegając upływ czasu, gorączkowo próbują dowiedzieć się czegokolwiek o swoich życiach. Ich pamięć składa się z pęknięć, szczelin, nawrotów i remisji faktów, jakby miał być to rodzaj cyrkulującego w ciele bólu. Pamięć nie podlega ich woli, jest mimowolna. Są opętani przez pamięć, bo to właśnie pamięć ich zamieszkuje, a nie na odwrót. Pamięć odkłada się w nich, sedymentuje, eroduje, by ostatecznie utworzyć specyficzny odlew wewnątrz nich, albo też by sami stali się odlewem. To rodzaj wypadku. Biografie zamknięte w gipsowych sarkofagach.
I właśnie takie ciała-odlewy, zagubione w chaosie pamięci i fizycznego bólu, zlęknione zwierzęta w powypadkowym stuporze, składają się na horyzont postaci zaludniających „W końcu nauczyć się żyć”.
Czy z tych śmiertelnych zapasów, które wokół nas rozpalają teraz niepokój, zrodzi się również kiedyś miłość?
Fot.: Nicolas Grospierre