Jedna z najbardziej charakterystycznych współczesnych polskich aktorek – Sandra Korzeniak – znana z wybitnych kreacji w spektaklach Krystiana Lupy, Mai Kleczewskiej czy Pawła Miśkiewicza, mierzy się na scenie z archetypiczną postacią Medei.
Dramat Heinera Müllera „Gnijący brzeg. Materiały do Medei. Krajobraz z Argonautami” to jedyny tekst w historii, w którym Medea – słynna mitologiczna trucicielka, dzieciobójczyni i czarodziejka – nie jest przedstawiona w chwili zabójstwa swoich dzieci. Jej postać wyjęta jest, jak u Becketta, z ram czasu i przestrzeni, dzięki czemu staje się nam „tu i teraz” bliska, w sposób tak symboliczny, jak namacalny.
„Byk” to drugi po „Pokorze” tekst dramatyczny Szczepana Twardocha, autora bestsellerowych powieści m.in „Króla”, „Morfiny” i „Dracha”. Bohaterem monodramu jest Robert Mamok, który w dwóch językach, po polsku i po śląsku zmaga się z własną tożsamością klasową i etniczną. Oto mężczyzna w kryzysie: mocuje się ze swoją winą i słabościami, waży sukcesy i klęski, konfrontuje się z wagą rodzinnej tajemnicy, z brzemieniem surowego, śląskiego wychowania, z rozpaczą, gniewem i goryczą.
Andrzej Seweryn po raz pierwszy podszedł do roli Leara w 2014 roku w Teatrze Polskim w monumentalnym, kostiumowym spektaklu Jacquesa Lassalle’a. I tak jak kiedyś Gustaw Holoubek zamknął swego Leara w galerii nieustannych psychologicznych przeistoczeń, zmian nastroju, rytmu i tonacji, tak wtedy Andrzej Seweryn przeprowadził króla Brytannii przez proces starzenia się i rozpadu osobowości. Silny mężczyzna w kwiecie wieku dysponujący potężną wolą ulegał eskalacji drzemiącego w nim szaleństwa, ciało także go zdradzało, przychodziła starcza słabość, niepewność gestu i lęk wobec pułapek świata. Lear Seweryna był rozpięty od szumnej witalnej manifestacji po cichą i nieważną dla innych agonię. A teraz Andrzej Seweryn wraca do postaci króla Leara. Żeby stary, dawno umarły bohater przyjrzał się ponownie swemu upadkowi, pochylił się gdzieś w zaświatach nad przegranym życiem i nędznym losem człowieka.
Agnieszka Przepiórska o swojej pracy mówi: „Teatr to dla mnie opowieść. Dzielenie się historią, wymiana emocji i energii. Często lot w kosmos, rzadko przykry obowiązek”. Aktorka tworzy od 10 lat teatr biograficzny. Zaczęła od opowieści o emancypacji wdowy smoleńskiej, poprzez autobiograficzną opowieść o dorastaniu bez ojca i historii byłej korespondentki wojennej. Trzy ostatnie monodramy poświęciła historiom polskiej poetki żydowskiego pochodzenia Zuzanny Ginczanki, naukowczyni i popularyzatorki nauki Simony Kossak oraz działaczki społecznej i opozycjonistki PRL Anny Walentynowicz.
Autorem tekstów do wszystkich biograficznych monodramów w repertuarze Agnieszki Przepiórskiej jest Piotr Rowicki. Przepiórska na stałe współpracuje również z Anną Gryszkówną, aktorką Teatru Narodowego i reżyserką, która odpowiada za poprzednie trzy monodramy oraz najnowszy, o Barbarze Sadowskiej.
Inicjujemy tegoroczną Scenę Nocy Letniej w ramach Bulwar[t]u Sztuki najświeższą łaźniową premierą. Jeśli choć raz wyliście z bezsilności, lekarz zwracał się do Was w trzeciej osobie, a ksiądz powtarzał Wam, że cierpienie uszlachetnia, nie możecie przegapić tego spektaklu!
„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” to adaptacja głośnej książki Mateusza Pakuły, dramatopisarza, dramaturga i reżysera teatralnego, znanego łaźniowym widzom z takich spektakli jak „Lem vs. P. K. Dick”, „Pluton p-Brane” i „Wieloryb the Globe”. To osobista opowieść o procesie umierania jego ojca, który chorował na raka trzustki, ale też historia bezradności i wściekłości na instytucje państwa, służbę zdrowia i Kościół, które zadają chorym dodatkowe cierpienia. „Współumieranie”, o którym napisał Mateusz Pakuła, nie jest jednostkowym doświadczeniem. Z bezradnością, wściekłością i gniewem mierzą się tysiące ludzi w całej Polsce, którzy nie mogą decydować o własnym losie, a ich bliskim ogranicza się prawa. To krzyk o eutanazję w chwilach przekraczania granic cierpienia. Ale myli się ten, kto myśli, że zobaczy na scenie smutną opowieść, bo w spektaklu nie zabraknie groteski i komizmu, tak bliskich wszystkim spektaklom Pakuły.
Jeśli zdarzyło ci się być bezradnym i pogubionym, miałeś pomysły, ale nie wiedziałeś, jak je zrealizować, nie mając już siły słuchać kolejnych „dobrych rad” i ciągłych pytań o to, co dalej, powinieneś przyjść na „Strach i nędzę 2022”, spektakl, którego jesteś bohaterem!
Na teatralną próbę przychodzi pogrążony w twórczym kryzysie Reżyser i zaczyna szukać dróg wyjścia z impasu, w jakim się znalazł. Towarzyszą mu Żona, która oczywiście musi zagrać w jego nowym spektaklu, Pisarz, niekoniecznie odnajdujący się w jego pomyśle oraz młoda Aktorka, szczęśliwa już tylko z tego powodu, że może być blisko swojego ulubionego twórcy. Opowieść ta, jawnie inspirowana filmem Felliniego „8½” i zrealizowana w konwencji teatru w teatrze ma tu podwójne dno, sugerowane dyskretnie przez inteligentną scenografię Małgorzaty Szydłowskiej.
Autoironiczny humor, groza i komizm codzienności, jednocześnie szczere i zdystansowane spojrzenie na siebie samego – to części składowe „Autobiografii na wszelki wypadek”. Aktorski tercet (Tomasz Cymerman, Daniel Dobosz, Konrad Wosik) wciela się na przemian w głównego bohatera oraz w trójkę mężczyzn przychodzących posprzątać mieszkanie po jego śmierci… Michał Buszewicz – ten wyobrażony i ten prawdziwy – zmaga się z własnymi marzeniami, ambicjami i rozczarowaniami, kreując groteskową wizję przywodzącą na myśl pisarstwo Mrożka czy kino Koterskiego. A w tle pobrzmiewa muzyka Baascha – niekwestionowanej gwiazdy polskiej muzyki alternatywnej i elektronicznej.
Poeta Ka po kilkunastu latach pobytu na Zachodzie wraca do rodzinnego miasteczka Kars. Oficjalnym powodem przyjazdu jest pogrzeb matki. Nieoficjalnie prowadzi śledztwo dziennikarskie dotyczące rzekomych samobójstw młodych kobiet. Tuż po jego przybyciu rozpętuje się śnieżyca, która odcina Kars od reszty świata. Nadchodzi rewolucja. Miasteczko staje się miniaturą państwa, obnażając jego wewnętrzne problemy, mechanizmy i napięcia, a Ka zostaje wciągnięty w sieć intryg snutych przez walczących o władzę: wojskowych, nacjonalistów, fanatyków religijnych i terrorystów. Ścierające się siły mają wsparcie lokalnych mediów, które poprzez fake newsy kreują nowy obraz świata. W tle rozbrzmiewa spór o prawa kobiet.
Rozdarty między tradycją a nowoczesnością, Wschodem i Zachodem, zinstytucjonalizowaną religią a osobistym poszukiwaniem Boga, targany wątpliwościami – niczym płatek śniegu na wietrze – Ka musi określić, po której stoi stronie. Zdaje się, że uratować go mogą jedynie poezja i miłość. Ale czy ocalenie w tym świecie jest jeszcze możliwe?
Jesteśmy w kosmosie, o czym świadczą swobodnie rozrzucone kawałki meteorytów. Czas się zatrzymuje, a raczej zaczyna płynąć zupełnie inaczej, co potwierdzają pojawiające się nagle znikąd zniekształcone dźwięki słynnego „Never Ending Story”. Gdy Limahl skończy śpiewać swój smętny song, staną przed nami dwaj giganci literatury: Stanisław Lem i Philip K. Dick. Zaczną rozmawiać, a my staniemy się świadkami jednego z najbardziej pasjonujących spotkań w historii science-fiction, które nigdy się nie odbyło.
Reżyser i autor tekstu, Mateusz Pakuła, autor głośnej książki „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” oraz spektaklu na jej podstawie, dobrze wie, jak prowadzić swoich bohaterów, żeby ocalić w ich opowieściach to, co najcenniejsze. W spektaklu „Lem vs Dick” skończona historia korespondencji dwóch pisarzy science-fiction rozrasta się w niekończącą się opowieść o ludzkim niespełnieniu. Wystarczy wygodnie usiąść w fotelu, a dzięki magii teatru staniemy się jej częścią.
Współcześnie totem wydaje się figurą archaiczną. Jednak, gdy wziąć pod uwagę, że rolę totemów stanowiło przede wszystkim podtrzymywanie więzi i równowagi pomiędzy członkami danej społeczności, a ich środowiskiem naturalnym – potrzeba ich wskrzeszania wydaje się zaskakująco aktualna.
Co zatem stałoby się, gdyby na przekór upodobaniom politycznym, naukowym, konsumpcyjnym czy religijnym, grupa ludzi wyszła w teren i zaczęła wznosić we wspólnej przestrzeni obiekty, na dodatek używając do tego przedmiotów prywatnych jak i znalezionych w zielonych przestrzeniach Nowej Huty?
Ollas to forma ceramiczna nawadniająca roślinę na poziomie jej korzeni. Zasada działania ollasu jest genialnie prosta. Wodoprzepuszczalne gliniane naczynie zakopuje się w glebie, pozostawiając ponad jej powierzchnią szyjkę naczynia. Woda przenika do gleby i korzeni przez porowate ścianki w samoregulującym się procesie. Wszystko to bez pomocy baterii, prądu czy mobilnych aplikacji. Za ich jedyną wadę uznać wypada zatem to, że forma ollasa i jego znana już w starożytności skuteczność ukrywa się przed wzrokiem użytkowników pod powierzchnią gleby.
„Twórcza Eko-sfera”, to trzymiesięczny projekt realizowany wspólnie z grupą licealistów, przez teatrolożkę Małgorzatę Lech i Martę Pawlik, pedagożkę teatru związaną z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. „Jak radzić sobie z kryzysem klimatycznym? To pytanie, które będzie już nam towarzyszyć. Ono nie zniknie, coraz trudniej je też od siebie odsunąć. Każdy z nas prędzej czy później będzie musiał na nie odpowiedzieć. W myśleniu, a przede wszystkim w działaniu”. – mówią autorki „Twórczej Eko-sfery”. 18 czerwca o godzinie 17:00 w Domu Utopii zostaną zaprezentowane elementy tych działań w formie pokazu performatywnego na który złożą się etiudy: „Nie!Ważne” i „Inna opowieść”. Tuż po pokazie odbędzie się rozmowa, dla której punktem wyjścia będą zaprezentowane etiudy.
Rozwijany od 2017 r. projekt Piotra Bujaka L.O.V.E.L.E.T.T.E.R.S. oparty jest na osobistej relacji artysty z jego 97-letnią obecnie Babcią, z którą utrzymuje szczególnie bliską więź. Zaczynem tego procesu stał się wyjazd artysty do Japonii. Od tamtego czasu obydwoje regularnie rozmawiają ze sobą łącząc się online. Rozmowy te stanowią nie tylko okazje do podtrzymania kontaktu oddalanych od siebie o blisko 10 000 kilometrów osób ale także dają możliwość aktywnego spędzania czasu, podczas którego wspólnie rozwiązują krzyżówki. Rozwiązywane w trakcie skajpowych sesji, stanowią jedynie narzędzie do utrzymywania zażyłej i intensywnej relacji. Rejestrowane przez artystę spotkania to jednocześnie zapis zmagań głównej bohaterki z technologią i własnymi ograniczeniami wynikającymi z zaawansowanego wieku.
Wyobraźmy sobie Nową Hutę za 100 lat. Kolejne wojny i katastrofy, wybuchy wulkanów, ruchy powierzchni ziemi i niespotykane wcześniej zjawiska pogodowe przykrywają miasto wielometrową warstwą mieszanki błota i radioaktywnej sadzy. Powierzchnia przestaje nadawać się do życia. Najwyższe punkty obecnego świata – fabryczne kominy górujące kiedyś nad głowami – funkcjonują jako pasaże łączące martwe zewnętrze z kryjącym się pod powierzchnią rachitycznym życiem.
Nie płacz nad rozlanym mlekiem… Te słowa, w takim czy innym kontekście, usłyszał każdy z nas przynajmniej raz w życiu. Tylko właściwie dlaczego nie płakać nad rozlanym…? Kiedy coś w naszej rzeczywistości ulega degradacji, zaczyna niekontrolowanie przeciekać między palcami; kiedy żal, bezsilność, rozgoryczenie czy tęsknota ściska nam gardło – w takich momentach ludowa mądrość sugeruje wstrzymać naturalną reakcję, coś w nas zahamować, zatrzymać w środku. W momentach, kiedy wydaje się, że to płakać właśnie należy.